sobota, 30 września 2017

Teoria rozbitych okien w pracy rzecznika prasowego

W branży budowlanej i nieruchomościach znana jest teoria rozbitych okien. Jej autor kryminolog George Kelling pokazał, że brak reakcji na łamanie mniej ważnych norm społecznych, na przykład tłuczenie szyb w oknach w opuszczonych budynkach, prowadzi do wzrostu przestępczości i łamaniu innych norm na zasadzie zaraźliwości.

Wybite okna w dzielnicy pokazują, że nikt się tym nie przejmuje. Podobnie z graffiti na ścianach, zniszczoną zielenią i zdewastowanymi ławkami w parkach. To zachęca wandali do większych dewastacji.

Co ta teoria ma wspólnego z pracą rzecznika prasowego?

Drobne błędy rzecznika prasowego w wywiadzie pozostawione bez korekty, marne przygotowanie i słaba koncentracja przynoszą większe kłopoty. Wygląda na to, że rzecznik nie przejmuje się efektami swojej pracy.

Połączmy to z dwoma trendami w mediach. Pierwszy to ogromna konkurencja między mediami w poszukiwaniu ciekawych tematów i zmniejszone składy newsroomów. Mniej reporterów produkuje dzisiaj więcej informacji.

Drugi trend to niezaspokojony apetyt na informacje przez całą dobę i błyskawiczne przekazywanie tych informacji (prawdziwych i fałszywych) w mediach społecznościowych, głównie na Facebooku i Twitterze. A to oznacza mniej czasu na weryfikację informacji i... więcej błędów.

Dla nieprzygotowanego i nieuważnego rzecznika prasowego te dwa trendy to większe ryzyko utraty kontroli nad wywiadem i tym, co ukaże się w prasie.

Pamiętajmy, że media są dla większości ludzi oknem na świat w takich tematach jak polityka, nauka, zdrowie, ekonomia, gospodarka i sztuka. Jeśli rzecznik prasowy nie zadba o czyste szyby w tym oknie (żeby przekaz był jasny) i nie zatroszczy się o odpowiednie ramy (informacje w kontekście), zwiększa ryzyko pomyłki reportera i tego, co powiedzą media.

Konkluzja

Mniej rozbitych okien (czyli mniej pomyłek) i mniej graffiti (czyli mniej tandety), to większe zaufanie do rzecznika prasowego i większa szansa na zbudowanej wiarygodnej reputacji.

środa, 27 września 2017

Trochę prawdy o anonimowych informatorach i tajemnicy dziennikarskiej

Polskie prawo mocno chroni źródła dziennikarskich informacji. Do ujawnienia danych może zmusić dziennikarza tylko sąd.

Dlaczego to ważne dla rzecznika prasowego? Bo to kto dzisiaj jest dziennikarzem nie jest takie oczywiste.

W myśl prawa prasowego dziennikarzem jest "osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji." Proste?

No to popatrzmy na dwie sytuacje:

1. Jesteś po wystąpieniu na konferencji branżowej. Podchodzi reporter i pyta o plotkę związaną z Twoją firmą: "Zachowam pana nazwisko w tajemnicy. Nikt nie będzie wiedział od kogo to wiem." Wierzysz, że reporter, którego widzisz pierwszy raz w życiu, dotrzyma słowa?

2. Twoja firma trafia na pierwsze strony gazet. Anonimowy informator przedstawiony jako "osoba, która zna kulisy sprawy" przekazał mediom poufne informacje o Twojej firmie. W efekcie cena akcji na giełdzie spadła o 10%. Czy masz prawo żądać ujawnienia danych informatora i domagać się od niego odszkodowania?

Anonimowi informatorzy (bez względu na intencje) mogą nieźle namieszać. Firma może dużo stracić po ujawnieniu poufnych lub fałszywych informacji dotyczących na przykład negocjowanego kontraktu, planowanej fuzji czy premiery produktu.

Dziennikarstwo to praca twórcza. Dlatego dziennikarzami nie są kierowcy, telefonistki czy sprzątaczki pracujące w redakcji. Co więcej, dziennikarzem nie jest osoba, która napisała zaledwie kilka artykułów.

Kluczem w definicji dziennikarza jest słowo "zajmuje się" wyłączające osoby, które publikują w prasie epizodycznie i nie jest to dla nich główne źródło utrzymania.

Czy w takim ujęciu bloger (pisanie na blogu jest pracą twórczą) niezatrudniony w żadnej redakcji i niepracujący na jej zlecenie też jest dziennikarzem? A jeśli nie jest, czy chroni go tajemnica dziennikarska?

Bloger jako osoba prywatna niezatrudniony na etacie w żadnej redakcji i nie działający na jej rzecz i z jej upoważnienia, nie jest w rozumieniu polskiego prawa dziennikarzem i nie chroni go tajemnica dziennikarska.

Teraz już mogę powiedzieć, że ten młody człowiek, który podszedł do Ciebie z dyktafonem na konferencji branżowej jest blogerem. Wiesz co ryzykujesz godząc się na poufną rozmowę?

Kiedy podchodzi do Ciebie reporter zawsze pytaj nie tylko o imię i nazwisko, ale także o nazwę redakcji, którą reprezentuje. Dopiero wtedy zdecyduj czy będziesz rozmawiać i co powiesz.

Media nie mogą żyć bez anonimowych informatorów. To oni często przekazują informacje ujawniające malwersacje i afery. Ale brak jasnych reguł opisujących zakres prawnej ochrony blogerów i osób piszących dla mediów okazjonalnie nakazuje dużą ostrożność.

Dlatego w Pressence Public Relations dmuchamy na zimne i radzimy naszym klientom, żeby nie mówili dziennikarzom (znanym i nieznanym) i osobom, które za takich się podają niczego czego nie chcieliby przeczytać w gazetach.

Konkluzja

Dobrze, że dziennikarze mają prawo (i obowiązek) chronić swoje źródła informacji w przypadku rażącego nadużycia. Ale pracodawcy powinni mieć także możliwość obrony przed próbującymi się na nich odegrać rozżalonymi pracownikami (za zawinione lub niezawinione krzywdy) lub konkurencją, która przekazuje mediom w tajemnicy wrażliwe dane.

Jakie jest Twoje zdanie? Napisz o tym w komentarzu.